W końcach swojego życia, zaczęła się bardziej drapać, przestraszyłam się i wywaliłem jej wszystko, co mogło uczulać. Nie pomogło, nie wiedziałam co to jest, więc wymieniłam jedzenie. O wiele bardziej przestała, nawet zrobiła się żywsza i ładniejsza. No ale i tak niedługo po tym zdechła.
Miała 14 miesięcy.
Zakopałam ją pod mizerną sosną. Kiedy ją trzymałam była jeszcze ciepła. To znak, że nie żyła. Nauczyłam sie tego na szkoleniach. Jeżeli człowiek "martwy" jest zimny, to znaczy, że żyje, gdy ciepły - umarł.
A teraz została mi pusta klatka, kupa siana i jedzenia. Chyba to żyto, to zasieję, bo nie mam pojęcia, co z tym zrobić. A tak to będzie mi o nich przypominać.
Dopóki nie znajdę sobie kolejnego przyjaciela, to koniec bloga.